niedziela, 26 kwietnia 2015

Dzieciństwo i młodość Kurta

Kurt Donald Cobain urodził się 20 lutego 1967 r. w Aberdeen, miasteczku sąsiadującym z niewielką miejscowością Hoquiam, gdzie mieszkali Cobainowie. Gdy Kurt miał 2,5 roku rodzina Cobainów przeprowadziła się do Aberdeen. Było to z kolei położone na kompletnym odludziu miasteczko, znajdujące się o sto mil od granicy z Kanadą na Zachodnim Wybrzeżu, z dala od dużych miast i ośrodków przemysłowych. Mieszkało w nim około 19 tysięcy osób. Już w wczesnej młodości drobna postura uniemożliwiła Kurtowi ewentualne przyszłe związanie się z przemysłem drzewnym, który na sporą skale rozwinął się w Aberdeen czy też z innymi profesjami wymagającymi siły fizycznej. Kurt stał się wiec samotnikiem; interesował się sztuką, a jego artystycznym poszukiwaniom towarzyszyły zazwyczaj wyimaginowany przyjaciel noszący imię BODDAH, z którym prowadził ożywione rozmowy. Był jednak dzieckiem chorowitym, cierpiącym na chroniczne zapalenie oskrzeli, nieznaczne skrzywienie kręgosłupa, lecz przy tym rezolutnym i szczęśliwym. Wbrew bowiem powszechnej opinii, wczesne dzieciństwo Kurta było szczęśliwe: „Mama zawsze okazywała mi ciepło. Całowaliśmy się i przytulaliśmy do siebie na dobranoc. Było nieźle. Zdziwiłem się, słysząc, że w wielu domach jest inaczej. Dla mnie to były rozkoszne czasy”- mówił Kurt. Choć Cobainowie nie byli bogaci, małemu Kurtowi niczego nie brakowało. Jego ojciec Donald Cobain był mechanikiem samochodowym, matka Wendy imała się różnych zajęć - przez dłuższy czas, gdy dzieci były małe, opiekowała się nimi, potem trochę pracowała jako sekretarka, a wreszcie została kelnerką w lokalnym barze. Cobainowie mieszkali w niedużym, piętrowym domu i byli typową, średniozamożną rodziną z tzw. amerykańskiej niższej klasy średniej. Kurt był ich pierwszym dzieckiem trzy lata później urodziła się jego siostra, Kim. Mały Cobain raczej unikał towarzystwa innych dzieci. „Mama ubierała mnie w ładne sweterki i przeczesywała mi włosy, ale nie pozwalała bawić się z dzieciakami z sąsiedztwa. Byłem dla nich frajerem, bo trzymałem się z boku. Od czasu do czasu przezywałem różne dzieciaki od ‘brudasów’ i ‘śmieciarzy’. Biłem się z nimi i dawałem im w kość. Ale już w czwartej klasie doszedłem do wniosku, że są fajniejsi od bogatych dzieciaków. Byli bardziej konkretni, żeby nie powiedzieć przyziemni. Ludzie wytykali mnie palcami, ale dziewczyny lubiły mnie, więc byłem akceptowany”- powiedział później. Jego matka Wendy O’Connor , wspomina: „Każdego dnia budził się z wielką radością, że oto wstał kolejny dzień. Gdy szedł do miasta, do sklepu, śpiewał na cały głos. Cieszył go cały świat.”
Gdy miał sześć lat postanowił, że zostanie gwiazdą rocka. Jego zainteresowanie muzyką podsycali oboje rodzice, chociaż Kurt szczególnie upodobał sobie należące do ojca płyty The Monkees, The Chipmunks i przede wszystkim The Beatles. Jeszcze we wczesnym dzieciństwie wędrował ulicami miasta z wielkim bębnem wiszącym na sznurku na piersi, wyśpiewując na całe gardło "Hey Jude". The Beatles pozostali jego wielką fascynacją na wiele, wiele lat. Słuchał na okrągło ich nagrań, z wypiekami na twarzy oglądał występy w telewizji, a jego największym marzeniem było zostanie kimś w rodzaju Johna Lennona. Chciałem być taki jak on - powie po latach. W Beatlesach byłem wręcz zakochany. Ubierałem się wtedy jak John Lennon, udawałem, że gram na jego gitarze, a gdy rodzice wracali do domu, przedstawiałem im mini koncert The Beatles.
Przełomowym dla Kurta Cobaina stał się rok 1975. Miał wówczas zaledwie 8 lat i dwa wydarzenia mocno wstrząsnęły jego dotąd stabilnym życiem. Najpierw z ogromnym zdziwieniem i rozpaczą dowiedział się (sześć lat po fakcie!), iż jego ulubiony zespół nie istnieje. W ten sposób legło w gruzach jedno z największych marzeń - zobaczyć koncert The Beatles w Aberdeen. Jednak najgorsze dopiero miało nadejść. Kilka miesięcy później matka Kurta postanowiła wystąpić o rozwód. Pełne radości i humoru dziecko niemal z dnia na dzień zmieniło się w buntownika o zmiennych nastrojach, nad którym trudno było zapanować. „Czułem się niepotrzebny i wpadłem w depresję” - wspominał. Najpierw przez rok mieszkał z matką, ale nie podobał mu się jej nowy narzeczony, którego nazywał „damskim bokserem”. Początkowo Wendy przypisywała postawę Kurta zwykłej zazdrości. Po pięciu latach przekonała się, ze jej nowy mężczyzna „był trochę szurnięty”- co oznacza, że cierpiał na paranoidalną schizofrenię. Kurt był bardzo nieszczęśliwy i wyładowywał swą złość na wszystkich, począwszy od Wendy, a skończywszy na opiekunkach, których zazwyczaj nie wpuszczał do domu. Wendy nie mogła sobie poradzić z synem i postanowiła wysłać go do Dona, który mieszkał wówczas w przyczepie kempingowej w pobliskim Montesano. Początkowo wszystko układało się wspaniale. Don kupił Kurtowi motorynkę i razem jeździli na plażę albo na camping. „Miał wszystko. Miał wszystko urządzone. Miał dla siebie cały dom, miał motocykl, robił to co chciał. Nigdy się nie nudziliśmy. Ale potem pojawiła się nowa matka i dwoje innych dzieci…”- mówił Don. Don niezobowiązująco obiecał kiedyś synowi, że nigdy powtórnie się nie ożeni. I potem nagle w lutym 1978 roku wziął drugi ślub. Jego nowa żona miała dwójkę własnych dzieci i cała rodzina przeprowadziła się do normalnego domu w Montesano. Na początku Kurt polubił nową mamę, która traktowała go jak własnego syna, z czasem jednak Kurt czuł, że sympatia do macochy jest zdradą w stosunku do swojej matki i zaczął traktować nową żonę ojca i przybrane rodzeństwo coraz chłodniej. Zaczął wagarować i przestał pomagać w domu. Zaczął wyżywać się nad młodszym, przyszywanym bratem i nie lubił nowej siostry, która- choć młodsza o cztery lata musiała pilnować go podczas nieobecności rodziców. Kurt zauważył, że ojciec kupuje mnóstwo nowych zabawek przyrodniemu rodzeństwu i lepiej je traktuje. Gdy on nudził się w swej piwnicznej sypialni, rodzina wyprawiała się na zakupy i dzieciaki wracały obładowane prezentami. „Próbowałem wszystkiego, by poczuł, że nam na nim zależy, by zechciał być częścią rodziny i w ogóle. Ale on nie chciał być z nami, chciał być u matki, a ta z kolei wcale go nie chciała. Wstyd mi za nią, gdy słyszę jak opowiada teraz jaka to była dla niego dobra i robi ze mnie potwora.”- mówił Don. Przyznaje jednak, że część winy leży po jego stronie: „Jak każdy potrafię się wzruszyć ale nie często mi to przychodzi i może dlatego nie potrafię tego odpowiednio wyrazić. Czasami wymądrzam się, czym mogę ranić ludzi. Nie robię tego celowo, po prostu nad tym nie panuję, to wszystko. Z całą pewnością to samo przytrafiło mi się z Kurtem. Czy rządziłem silną ręką? W porządku, moja żona mówi, ze tak było. Wiem, że wybucham zanim się zastanowię. I ranię ludzi. I zapominam o tym, a inni nie. Tak, ojciec bił mnie pasem i innymi rzeczami… podbił mi kiedyś oko. No tak, zbiłem Kurta kiedyś pasem”- wyznał. „Wszystko, co robił Kurt nie podobało się Donowi. Jeśli źle grał w baseball, ojciec wściekał się, wściekał do tego stopnia, że po meczu najzwyczajniej go poniżał. Nigdy nie pozwalał Kurtowi być dzieckiem. Chciał, żeby Kurt był małym dorosłym, żeby doskonale się zachowywał i nigdy nie robił niczego złego. Stukał go pięścią w głowę i mówił, że jest niedojdą. Bardzo szybko wpadał w złość i wtedy…bach! Uderzał go w głowę. Moja mama mówi, że widziała na własne oczy jak rzucił Kurtem przez cały pokój, kiedy chłopiec miał może z sześć lat. Don twierdzi, ze niczego takiego nie pamięta. To się nazywa wyparcie”- twierdzi Wendy. Don w szkole średniej zadawał się ze „sportowcami” ale nigdy nie odniósł sukcesów w sporcie, może dlatego, że był wątły jak na swój wiek. Ojciec Dona miał duże wymagania wobec syna, który nie dawał sobie z nimi rady. Niektórzy uważają, że właśnie dlatego Don zmusił Kurta do uprawiania sportu. Kazał Kurtowi zapisać się do szkolnej drużyny zapaśniczej. Kurt nie cierpiał męczących treningów: „To było straszne, każda potworna sekunda. Po prostu ich kurwa nienawidziłem”- mówił. Mimo to zapasy szły mu- jak twierdził- nieźle, głównie dlatego, że na macie mógł odreagować swój gniew. Kurt postanowił zemści się na ojcu w dniu ważnego meczu zapaśniczego. Don zasiadł na trybunach dumny jak paw i czekał aż Kurt wyjdzie z przeciwnikiem na matę. „Zająłem pozycję opierając się na kolanach i rękach, spojrzałem na ojca, uśmiechnąłem się i czekałem na gwizdek. Patrzyłem prosto w jego oczy, a potem złożyłem ręce i pozwoliłem, żeby facet mnie przygwoździł. Ojciec wyszedł w połowie meczu, bo powtórzyłem tę sztuczkę ze cztery razy pod rząd”- mówił Kurt. Don nie pamięta tego wydarzenia ale Kurt twierdził, że po przegranej walce musiał się wyprowadzić z do ciotki i wuja. „Ożenił się i później przestałem się dla niego liczyć. Dał sobie ze mną spokój, bo był pewny, że matka wyprała mi mózg. Nie uważam ojca za typowego kutasa. Nawet w połowie nie był tak zły jak inni ojcowie, których znałem. Skąd zatem wzięła się ta wrogość? Nie mam pojęcia. Nie pamiętam już wielu rzeczy. Problem w tym, że nigdy nie czułem, że mam prawdziwego ojca. Nigdy nie miałem ojca z którym mógłbym się wszystkim dzielić”- mówił później Kurt.  Koniec końców również i Don doszedł do wniosku, że nie potrafi poradzić sobie z synem. Kurt zaczął tułać się się po rodzinie i krewnych – przepychany był pomiędzy trzema domami ciotek i wujów, kuzynów, a także dziadków ze strony ojca. Przynajmniej dwa razy w roku przenosił się z Montesano do Aberdeen i odwrotnie, zmieniając oczywiście szkoły. (Nie potwierdzone pogłoski mówią, iż był często bity i nie raz był świadkiem przyjmowania narkotyków przez niektórych krewnych, ale nikt z rodziny nigdy nie ustosunkował się do tych plotek). Zawsze jednak chciał zamieszkać z matką, mimo że ich stosunki także dalekie były od ideału. Przyjęła go wreszcie do siebie, gdy przez całe miesiące wypłakiwał się do telefonu. W tym czasie ponownie wyszła za mąż i zmieniła nazwisko na O`Connor. „Nasz rozwód zniszczył jego życie. Kurt zmienił się nie do poznania. Podejrzewam, iż czuł się zawstydzony tym wszystkim. I zamknął się… trzymał wszystko w środku. Stał się skryty i odrzucał niemal wszystko. Zrobił się nieśmiały i długo cierpiał z tego powodu. Z radosnego, otwartego na świat łobuziaka stał się jakiś przygnębiony, a później już tylko wściekły, bez przerwy się obrażał i wyśmiewał wszystko.”- przyznała po latach. Sam Kurt mówił, że ktoś wyłączył mu światło. Światło, które od tamtej pory próbował odzyskać. Tak wspominał ten okres: „Pamiętam, ze nagle stałem się kimś zupełnie innym. Czułem się porzucony i zagubiony. Wydawało mi się, że nic nie jestem wart. Uważałem, że nie zasługuję na to by bawić się z innymi dziećmi, bo oni mieli rodziców, a ja nie. Byłem wkurwiony na rodziców za to, ze nie potrafili sobie dać rady ze swoimi problemami. Po rozwodzie przez cały czas wstydziłem się ich. Potrzebowałem aż kilku lat, by zdać sobie sprawę, że do tego rozwodu nie doszło z mojej winy.” Ale Kurt czuł się poniekąd wyobcowany także przed rozwodem. „W zasadzie nic nie łączyło mnie z ojcem. Ojciec chciał żebym uprawiał sport , a ja nigdy nie lubiłem sportu, miałem raczej artystyczne skłonności, których z kolei on nie doceniał, więc zawsze było mi przed nim wstyd. Nie rozumiałem czemu mam takich, a nie innych rodziców, nie pomijałem z jakiego powodu tak bardzo rozmijały się nasze zainteresowania i skłonności. Lubiłem muzykę, a oni nie. Podświadomie wmawiałem sobie, ze zostałem adoptowany, szczególnie po tym jak obejrzałem odcinek Rodziny Partridge’ów, w którym Danny uważał się za dziecko z adopcji. Myślałem tak jak on”. Jego alienacja od kolegów i otoczenia pogłębiła się w lipcu 1979 po śmierci roku jednego z jego ulubionych wujków, Burle`a Cobaina, który strzelił sobie w brzuch. Pięć lat później jego brat Kenneth zabił się, strzelając sobie w głowę...
Kurt praktycznie ograniczył do minimum swój kontakt ze światem zewnętrznym i godzinami siedział we własnym pokoju, grając na gitarze. Otrzymał ją w 1981 roku i dzięki niej udało mu się stopniowo wyjść z izolacji, na jaką sam się skazał. „Długo nie mogłem zrozumieć, dlaczego nie mam ochoty przebywać w towarzystwie innych dzieciaków. Dopiero później dotarło do mnie, że nie potrafiły one docenić czegoś o wymiarze artystycznym lub kulturowym. W Aberdeen 99% ludzi nie miało pojęcia czym jest muzyka lub sztuka”- mówił po latach. W trzeciej klasie Kurt zaczął brać lekcje gry na perkusji. „Odkąd tylko pamiętam, od najwcześniejszych lat chciałem być Ringo Starrem. Choć nie, chciałem być Johnem Lennonem grającym na perkusji”- mówił Kurt. W podstawówce Kurt występował w szkolnej orkiestrze, choć nigdy nie nauczył się czytać nut. Czekał aż któreś dziecko zagra melodię, a później je naśladował.
W tym czasie coraz częściej interesowały się Cobainem dziewczyny, które miały go za wielkiego oryginała. Zyskując sobie ich sympatię, siłą rzeczy stał się obiektem zainteresowania kolegów, którzy sądzili, że przyjaźniąc się z nim zwrócą z kolei na siebie uwagę dziewczyn. Kurt nie interesował się wówczas kobietami, ponieważ jego szkolne koleżanki - jak sam to ujął - nie były nazbyt atrakcyjne. Miały okropne fryzury i myślały tylko o pieprzeniu się. Muzyczna edukacja Kurta Cobaina trwała jednak nadal. Jeszcze gdy mieszkał z ojcem w przyczepie kempingowej, zapoznał się z klasyką hard rocka. Dzięki lokalnej wypożyczalni płyt mógł słuchać Black Sabbath, Aerosmith, Led Zeppelin i Kiss. Pierwszy koncert, jaki zobaczył w życiu, to występ Sammy'ego Hagara. Jedyne wspomnienia jakie z niego zachował, to fakt iż chciał desperacko szybko opuścić go. Potem zaprenumerował sobie popularny wówczas miesięcznik "Creem", dzięki któremu dowiedział się o istnieniu punk-rocka. Spodobały mu się też stare płyty The Stooges i Iggy'ego Popa. Przez jakiś czas punk był dla Kurta źródłem egzystencjalnej pociechy, ale niebawem zapragnął utworzyć własny zespół.
Przez większą część życia nękały go takie czy inne problemy zdrowotne. Oprócz nadpobudliwości cierpiał na chroniczny bronchit (zapalenie układu oddechowego), a w ósmej klasie wykryto u niego skoliozę, czyli skrzywienie kręgosłupa. Z czasem skrzywienie pogorszyło się, na co duży wpływ miała gra na gitarze. „Gdybym był praworęczny skorygowałbym ten problem”- mówił.
Przerwał naukę w ostatniej klasie szkoły średniej i na tym postanowił zakończyć swą edukację. Z tego powodu popadł w ostry konflikt z matką. Nowi koledzy, wspólne słuchanie punkowych płyt - to był świat 17-letniego Cobaina. Po kilku awanturach na ten temat w końcu po prostu wyrzuciła Kurta z domu. (Co prawda trzeba jednak nadmienić, że dwa lata później, po krótkim okresie włóczęgi syna nadal płaciła za jego mieszkanie i troskliwie się nim opiekowała, gdy dotkliwie poparzył sobie rękę tłuszczem do frytek).
Cobain postanowił znaleźć jakąś pracę. Latem 1985 roku został kimś w rodzaju wychowawcy w miejscowym oddziale YMCA. Pierwszą zimę przemieszkał w lokalnej bibliotece. W tym właśnie czasie Kurt Cobain poznał człowieka, z którym związał się do końca życia. Pewnego dnia Buzz Osbourne przedstawił go bowiem starszemu o dwa lata i wyższemu o głowę Kristowi Novoselicowi.


















                                         

            




































                                Zdjęcie z kroniki policyjnej, po tym jak Kurt został aresztowany za                                                       malowanie graffiti na murach

                                      Szkolna drużyna zapaśnicza- zdjęcie z kroniki szkolnej

                                                   Rodzinny dom Kurta w Aberdeen


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz