środa, 6 maja 2015

Saturday Night Live

Nirvana była pierwszym zespołem w historii, która uzyskała zaszczyt wystąpienia w „Saturday Night Live” dwa razy. Pierwsze przedstawienie odbyło się 11 stycznia 1992 roku. „Nevermind” osiągnął właśnie pierwsze miejsce na liście sprzedaży Billboardu, a Nirvanomania szalała na całym świecie.


Gdy zespół pojawił się na wizji, wbrew życzeniom producentów, zaprezentowali „Territorial Pissings”, a następnie punk rockową wersję „Smells Like Teen Spirit”, a występ zakończyli tradycyjnie zniszczeniem swych instrumentów. Producenci słyszeli,  że zespół miał tendencję do niszczenia instrumentów i w związku z tym wymienili wszystkie urządzenia na tańsze. Kurt przedziurawił jeden z głośników własną gitarą, Dave kopniakiem zepchnął swój zestaw z podwyższenia, Krist zaś wyrzucił bębny w powietrze. Te kilka sekund destrukcji dostępne jest na domowym wideo wytwórni Geffen: Live! Tonight! Sold Out!  Kiedy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, Kurt oraz Krist, w geście wysuniętego pod adresem całej Ameryki środkowego palca, pocałowali się z języczkiem (pracownicy NBC wycinali to zakończenie we wszystkich powtórkach programu z obawy, że ktoś uzna to za obraźliwe). Później Kurt twierdził, że pocałunek był jego pomysłem, którym chciał wkurzyć wieśniaków i homofobów w rodzinnym Aberdeen. Program oglądało dwadzieścia pięć milionów ludzi, wiec było kogo irytować. W rzeczywistości jednak odmówił ponownego wyjścia zza kulis na ostateczne pożegnanie, dopóki Krist nie zaciągnął go na scenę. „Podszedłem wprost do niego, złapałem go i wsadziłem mu w usta język. Na samym końcu powiedziałem mu: „Będzie dobrze. Nie jest źle. OK?”. Mimo, że Kurt Cobain podbił właśnie serca tej garstki amerykańskiej młodzieży, która jeszcze nie zdążyła się w nim zadurzyć, nie uważał się za zwycięzcę. Czuł się bowiem, podobnie jak przez większość tamtych dni, jak ostatni śmieć.
Tej samej nocy, w godzinach poprzedzających świt Kurt nie cieszył się świadomością odniesionego zwycięstwa, nie doświadczał tym bardziej pragnienia, aby ten sukces świętować- rozgłos wzmógł jedynie jego zwykłą chandrę. Czuł się chory, cierpiąc z powodu przypadłości, którą określał jako „powracający, palący i przyprawiający o mdłości ból żołądka” potęgujący się jeszcze pod wpływem stresu. Sukces i sława zdawały się jedynie pogarszać jego samopoczucie. Kurt i jego narzeczona, Courtney love, byli obecnie najbardziej obgadywaną parą w rock ‘n rollowym światku, choć większość plotek poświęcano kwestii nadużywania przez nich narkotyków. Kurt wierzył niegdyś, że uznanie jego talentu uśmierzy wszystkie te emocjonalne bolączki, które rzucały mroczne cienie na wczesne lata jego młodości. Jednak osiągnięcie sukcesu ukazało mu naiwność owych nadziei, powodując przy tym wstyd, jaki odczuwał w związku z tym, że jego błyskawicznie rosnąca popularność zbiegła się z czasie z przybierającym na sile uzależnieniem od narkotyków.
Z zaciszu hotelowego pokoju, wcześnie rano, Kurt wyjął niewielką plastykową torebkę pełną heroiny i przygotowawszy dawkę, wstrzyknął ją sobie w ramię. Nie byłoby to niczym niezwykłym, ponieważ Cobain regularnie zażywał ten narkotyk od kilku miesięcy, zaś Love przyłączyła się do niego od dwóch miesięcy trwania ich związku. Nowojorska heroina była wyjątkowo silna, Kurt zaś, usiłując wprawić się w błogostan- tej szczególnej nocy, gdy Courtney spała- lekkomyślnie- czy też celowo- wziął więcej heroiny niż nakazywałby rozsądek. Starając się poprawnie odmierzyć działkę- co było właściwie niemożliwe, gdyż towar różnił się jakością z każdą dostawą- wziął zbyt wiele. Na skutek przedawkowania jego skóra przybrała odcień morskiej zieleni, mięśnie zesztywniały niczym solidne kable, a on przestał nagle oddychać, po czym ześlizgnął się bezwładnie z łóżka, lądując twarzą w stosie ubrań.
Obudziłam się o siódmej rano, a jego nie było w łóżku. Nigdy nie byłam równie przerażona- wspomina Love. Rzecz nie w tym, że przedawkował. Chodzi o to, że on był MARTWY. Gdybym nie obudziła się o siódmej… Nie wiem, może to wyczułam. To było takie popierdolone, chore obłąkane.” Courtney w popłochu zaczęła go cucić, co z biegiem czasu miało stać się dla niej rutyną.  Chlusnęła narzeczonemu w twarz zimną wodą i uderzyła go pięścią w splot słoneczny- tak, aby płuca ponownie zaczęły pracować. Gdy te wstępne działania nie zostały jednak zwieńczone sukcesem, powtórzyła je niczym jakiś zdeterminowany sanitariusz, usiłujący uratować od śmierci ofiarę zawału serca. Courtney usłyszała sapnięcie, co oznaczało, że Kurt znowu oddycha. Nadal nie przestawała go jednak cucić, spryskując mu twarz wodą oraz starając się rozruszać jego kończyny. Po kilku minutach odzyskał już świadomość, siedział przy niej i rozmawiał, a choć wciąż znajdował się pod silnym wpływem narkotyku, na jego twarzy gościł uśmieszek znamionujący opanowanie.
W ciągu jednego dnia Kurt narodził się dla świata, zmarł w sekrecie własnego mroku, zaś wskrzeszony został dzięki potędze miłości. Był to wyjątkowy wyczyn- nieprawdopodobny i właściwie niemożliwy- tak samo można by powiedzieć o znacznej części jego życia, począwszy od miejsca, z którego pochodził.
Następnego dnia Kurt i Courtney pojawili się u Michaela Lavine’a na sesji zdjęciowej dla miesięcznika „Sassy”. „Byli totalnie zakochani. Nie można było ich rozdzielić. Kochali się, nie było w tym żadnego udawania. Na pierwszy rzut oka widać było, że ciągnie ich ku sobie”- mówi Lavine. Na okładce kwietniowego wydania „Sassy” pojawiło się zdjęcie całującej się pary. „Czy miłość nie jest wspaniała?” pytał wielkimi literami napis.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz