wtorek, 19 maja 2015

Artykuł w "Vanity Fair"- konsekwencje

Courtney Love zgodziła się na artykuł w „Vanity Fair”, wyobrażając sobie, że będzie to reklama dla jej osoby i twórczości. Nazwa pisma (Targowisko Próżności) zaślepiła ją do tego stopnia, że nie zwróciła uwagi na autorkę materiału, którą miała być Lynn Hirschberg- doskonale znana z ciętego pióra chłoszczącego gwiazdy. Courtney uważała, że znajdzie się na piedestale. I tak się stało. Była przyzwyczajona do milutkiej, brytyjskiej prasy muzycznej, która rozumiała jej sarkastyczny humor, nie zadawała trudnych pytań i nie węszyła tam, gdzie nie trzeba. Lynn Hirschberg nie miała takich skrupułów. Courtney twierdzi, ze materiał spreparowano, gdy jeszcze brała: „Gdybym nie była pod wpływem narkotyków przejrzałabym ich grę, domyśliła bym się, że chcą mnie wykołować, bo co innego mogliby ze mną zrobić?”- mówi Courtney. Artykuł pojawił się w numerze z września 1992 roku. Jednym z bardziej kontrowersyjnych aspektów materiału było zdjęcie Courtney w mocno zaawansowanej ciąży, gołej od pasa w dół i przesłoniętej jedynie przezroczystą bielizną. To, ze była prawie goła nie wywołało takiego poruszenia w kręgach redakcyjnych, jak palony przez nią papieros, który został usunięty ze zdjęcia na polecenie naczelnej, Tiny Brown. Courtney twierdzi, że sesja zdjęciowa do „Vanity Fair” była prawdziwym maratonem, który kosztował pismo wiele rolek filmu i zmian dekoracji. W pewnym momencie na planie, Courtney zmieniając kostium zaciągnęła się czyimś papierosem, co wykorzystał fotograf Michael Comte robiąc niespodziewane zdjęcie. Nie brzmi to przekonująco, bo palącą Courtney widać także na innych fotografach z sesji. Po ukazaniu się artykułu w „Vanity Fair” rozdzwoniły się telefony z prośbą o oryginał wyretuszowanego zdjęcia. Courtney twierdzi, ze odkupili z Kurtem fotografię za pięćdziesiąt tysięcy dolarów: „Tyle, ile zapłaciłabym szantażyście”- mówi. W artykule opisano Courtney jako osobę o mentalności „ofiary katastrofy kolejowej”, która „nie jest specjalnie zainteresowana konsekwencjami swoich działań”. W wyraźny sposób dano do zrozumienia, ze to ona wprowadziła Kurta w świat heroiny, choć prawda wyglądała inaczej. Hirschberg cytowała różnych, nie wymieniowych z nazwiska „znawców branży”, którzy „obawiali się o zdrowie dziecka”. Jednak najwięcej szkody wyrządził cytat samej Courtney, która po opisie wyprawy do Alphabet City, gdzie razem z Kurtem kupowała narkotyki, dodała: „Potem brałam heroinę przez kilka miesięcy”. Jeśli przyjąć, że wyprawa do Alphabet City miała miejsce w czasie występów Nirvany w Saturday Night Live, to Courtney musiała brać długo po tym, jak dowiedziała się, ze jest w ciąży. Courtney oczywiście zaprzecza, twierdząc, ze ją źle zrozumiano, jednak Hirschberg obstaje przy swoim, twierdząc, że ma to nagrane na taśmach.  Artykuł ostatecznie wykreował obraz Courtney jako osoby „zwyrodniałej”. „Nie sądziłam, że ta historia zrobi ze mnie karła, zmiażdży mnie, zgwałci i boleśnie zrani, a jej skutki były niewyobrażalne. Przeszły wszelkie granice. Przeczytałam przysłany mi wcześniej artykuł faksem i zadrżałam. Wiedziałam, że mój świat legł w gruzach. Umarła. Tak to wyglądało. Miałam z głowy resztę życia. Zostałam napiętnowana i jeśli spotka mnie jeszcze coś dobrego będę musiała o to walczyć. Do końca. Nie powinno tak być ale sama wystawiłam się na cios. Gdybym nie brała, domyśliłabym się, co wisi w powietrzu, o co jej chodzi i wtedy oczywiście nie byłabym taka szczera, wiedziałabym gdzie jest moje miejsce w świecie według „Vanity Fair”- mówi Courtney. Courtney ukryła się w szpitalu: „Myślałam, że oszaleję. Że znowu zacznę brać. Nie jestem osobą, która ćpa podczas kryzysów, brałam narkotyki kiedy byłam szczęśliwa, ale wtedy naprawdę myślałam o samobójstwie. Byłam już prawie w dziewiątym miesiącu ciąży i nie mogłam się zabić, więc poszłam do szpitala. Przeleżałam w nim dwa tygodnie przed przyjściem Frances na świat. Kurt był jeszcze na odtruciu i odczuwał potworne bóle. Nie mógł jeść, więc podawano mu kroplówki. Był słaby… niewiele było w nim życia. Płakał całymi tygodniami. Oboje bez przerwy płakaliśmy. To było straszne.”- mówi Courtney. Początkowo Kurt nie rozumiał na czym polega zamieszane wywołane przez „Vanity Fair”. Po jakimś czasie zdał sobie sprawę, jaką krzywdę wyrządził im ten artykuł: „Pewnego dnia ocknąłem się i dotarła do mnie cała potworność tej sytuacji. Zrozumiałem jaki wpływ może mieć to na nasze życie, na nasz wizerunek, na wszystko…”- mówił Kurt. Ponieważ materiał opierał się w dużej części na „anonimowych źródłach”, musieli pogodzić się z faktem, że wokół nich byli ludzie, którzy dopuścili się zdrady. Byli zdegustowani, a co gorsza zaczęli cierpieć na paranoję. Zszargana reputacja okazała się dopiero początkiem kontrowersji wywołanej przez „Vanity Fair”. Pracująca dla Cobainów prawniczka Rosemary Caroll uważa, że artykuł w „Vanity Fair” był bezpośrednia przyczyną podjęcia kroków prawnych przeciwko Kurtowi i Courtney przez Okręgowy wydział Opieki Nad Dziećmi w Los Angeles. W ostatnich miesiącach ciąży Courtney, Wydział Opieki zagroził, ze pozbawi Kurta i Courtney praw rodzicielskich. Do teczki z materiałem dowodowym przypięta była kopia artykułu. Podczas przesłuchania w sądzie rodzinnym Wydział przedstawił jako dowody artykuł z „Vanity Fair” i wyniki badań moczu (nieaktualne, jak się później okazało) obojga rodziców wskazujące, ze oboje nadużywali wielu niedozwolonych substancji, co wymaga pozbawienia ich praw do opieki i nadzoru nad dzieckiem. Sędzia zgodził się z tym punktem widzenia i nakazał Kurtowi podjąć kolejne, trzydziestodniowe odtrucie, mimo że Kurt był czysty po pobycie w szpitalu Cedars-Sinai. Ponadto dwa tygodnie po przyjściu na świat Frances Cobainowie zmuszeni zostali do zrzeczenia się opieki nad dzieckiem na rzecz siostry Courtney, Jamie. Przez kolejny miesiąc nie mogli przebywać sami z własną córką. Kurt uważał to za spisek: „Absolutnie tak! To było polowanie na czarownice. Potraktowali nas tak samo jak Frances Farmer, zmieszali nas z błotem ponad wszelkie pojęcie. Wydział Opieki rozdawał ksero artykułu z „Vanity Fair” i posłużył się badaniem moczu Courtney z pierwszego trymestru żeby zabrać nam dziecko”- mówił Kurt. Nikt nie miał pojęcia o całej sprawie oprócz najbliższego kręgu Nirvany. Cobainowie walczyli o dziecko w postępowaniu, w którym jako dowód wykorzystano artykuł prasowy, trudno wiec dziwić się kolejnym, ekstremalnym relacjom na złą prasę. Relacjonując tę historię Courtney nie potrafi otrząsnąć się z przerażenia. Kończąc opis nieszczęścia wywołanego przez
„Vanity Fair”, ta twarda, pozornie niewzruszona kobieta zaczyna płakać: „Wiesz, czym innym jest twoja pieprzona publiczna wiarygodność i nawet wycieranie sobie butów twoim nazwiskiem, a czym innym sytuacja w której zabierają ci dziecko. Dziecku, któremu nic nie dolegało! Nie brałam narkotyków podczas ciąży, inaczej: nie brałam od chwili kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Poprosiłam i dostałam całą pierdoloną pomoc, jaka jest potrzebna w takich sytuacjach. Byłam u każdego lekarza w mieście. Mam na to dowody w postaci kart medycznych. Co z tego! Uparli się żeby zajebać nas na śmierć!”- mówi Courtney przez łzy. Sprawa wydawała się beznadziejna- lekarze, agencje rządowe, prasa- wszyscy byli przeciwko nim. „Czuliśmy się poniżeni i wyglądało na to, że wszyscy potężni ludzie zmówili się żeby nam dokopać. Byliśmy w beznadziejnej sytuacji. Nie mieliśmy szans na wygraną. To było przygnębiające. Odechciało nam się żyć. Był to dla nas najgorszy okres: Courtney miała jeszcze problemy hormonalne po ciąży, a ja schodziłem z narkotyków i wszystko zwaliło nam się na głowę. Mieliśmy dosyć”- mówił Kurt. Kurt powiedział kiedyś: „Najwięcej szkody wyrządziły mi te wszystkie wściekłe heroinowe plotki i towarzyszące im spekulacje. Czułem się zgwałcony. Nie miałem pojęcia, że moje życie prywatne stanie się kwestią ogólnonarodową.”
Artykuł w „Vanity Fair” był zaledwie początkiem lawiny wrogich Cobainom publikacji. Lawiny, która obejmowała między innymi tak horrendalne bzdury, jak materiał ze sprzedawanego w supermarketach brukowca The Globe, który zatytułował swój artykuł w sposób następujący: „DZIECKO GWIAZDORA ROCKA RODZI SIĘ ĆPUNEM!” Poniżej umieszczono niepokojące zdjęcie noworodka (ale nie Frances!) odtruwanego po przyjściu na świat. W nadtytule The Globe napisał: „Mają sławę i pieniądze ale za grosz serca!”. Po kilku podobnych publikacjach Krist, Shelli i Dave zapomnieli o dawnych nieporozumieniach i stanęli murem po stronie Kurta, Courtney i ich córki. „Byliśmy znowu razem i było jak dawniej. Wtedy wszystko wywróciło się do góry nogami. Odbiliśmy się od dna. Myślę, że docenili to, że stanęliśmy po ich stronie”- mówi łamiącym się od emocji głosem Krist.
Kurt bardzo się starał by nie odbierano go jako osoby popierającej zażywanie heroiny: „Pod koniec tych kilku miesięcy, kiedy wpuszczałem w żyłę czterysta dolarów dziennie zauważyłem, ze dzieją się ze mną różne niedobre rzeczy, przede wszystkim z moją pamięcią. Wiedziałem, ze w końcu ciało odmówi mi posłuszeństwa. Wiem, że mówiłem, że niczego nie żałuję i to jest prawda ale dlatego, że używałem heroiny jako narzędzia. Używałem jej jako leku, żeby pozbyć się bólu. To jest podstawowa przyczyna, dla której zacząłem brać. I w tym sensie nie żałuję ale mam prawo przestrzec wszystkich innych, którzy chcą się uzależnić, że w końcu spierdolą sobie życie. To może potrwać rok albo dwa… Widziałem mnóstwo takich przypadków. Narkotyki są złe. Naprawdę wszystko pierdolą. Byłem w tej komfortowej sytuacji, że wiedziałem, ze przestanę brać, bo miałem motywację: żonę i dziecko. Większość biorących tego nie ma. Poza tym jestem bogaty, zostałem gwiazdą i jest mnóstwo rzeczy, które trzymają mnie przy życiu. Mam wiele powodów, żeby nie brać. Ale powiedz coś takiego osobie, której wydaje się, ze nie ma niczego.  Kiedy żyje się w ubóstwie i jest się uzależnionym, prędzej czy później odwala się jakiś numer, przewala się ludzi, co w najlepszym przypadku prowadzi do więzienia. Tak wygląda czarna strona brania. Kiedy możesz wydać codziennie czterysta dolarów i żyjesz w komforcie, masz dach nad głową i nie musisz się martwić o czynsz, masz dobry samochód i całą resztę, łatwo uzależnisz się od narkotyków. Ale większość z tych ludzi, którzy chcą się powołać na mnie w sprawie brania, powinna pamiętać, że należy do grupy ludzi przeciętnych, do grupy ciężko pracujących na chleb i ledwo wiążącej koniec z końcem”- mówił Kurt ale zdawał sobie sprawę z własnej hipokryzji zawartej w stwierdzeniu, że jemu wolno brać, a innym nie: „To prawda ale trzeba pamiętać, że gdybym nie przestał, doszedłbym do punktu, w którym straciłbym wszystko i starłbym się takim samym ćpunem jak inni. Przez rok udało mi się być ćpunem, który odnosi sukcesy, ale gdybym nie przestał, w kolejnym roku wysiadłbym kompletnie. Zaczęłoby się od zdrowia, potem rujnowałbym wszystkie związki na których mi zależy i w końcu straciłbym wszystko. Straciłbym rodzinę, przyjaciół, pieniądze- wszystko bez wyjątku. Gdybym nie przestał. Zawsze o tym pamiętam.”- kontynuował Kurt.  Courtney również była skruszona: „Przeżyłam moją małą rock and rollową fantazję. Szkoda, że musiałam zapłacić za nią taką cenę”- mówi.
Przez resztę 1992 roku Kurt i Courtney nadal zmagali się z oszczerstwami, a Nirvana próbowała wrócić do normalnej pracy. Po tym wszystkim, co się wydarzyło, nikogo nie powinno dziwić, iż Kurt doszedł do wniosku, ze los zawodowego muzyka rockowego nie jest bajką, o jakiej marzył, waląc w struny gitary w sypialni w Aberdeen. „Taki mam zawód, czy mi się to podoba czy nie. To jest coś co kocham robić i co chciałbym robić, ale jeśli mam być szczery, nie bawi mnie to już tak bardzo jak kiedyś, kiedy co wieczór chodziłem na próby i wyobrażałem sobie jak to będzie w przyszłości. Tego, co jest teraz nie da się porównać z przyjemnością, jaką miałem parę lat temu, grając dla garstki ludzi, ładując się do furgonetki i jadąc na kolejny koncert. Lecz przede wszystkim grając! Tego się nie da powtórzyć po dziesięciu latach występów na scenie. Tamte klimaty odeszły w przeszłość. Sam się dziwię, że wciąż podnieca mnie to co robię. Nie mogę wyjść z podziwu dla siebie, że cieszę się jak dziecko po udanym koncercie. Jest mi wtedy naprawdę dobrze i lekko i nie ma znaczenia czy tłum czuje to czy nie. Nie kieruję się ocenami widzów, bo publiczność jest z grubsza wszędzie taka sama. To o czym mówię dotyczy raczej mojego nastroju- jeśli jestem odprężony i naprawdę chce mi się grać, bo nadeszła akurat taka pora, że grałbym bez względu na koncert, wtedy wszystko się udaje i potrafię to docenić”- mówił Kurt. O czym myślał występując na scenie?  „Mam w głowie mieszaninę wszystkich możliwych uczuć, jakie zdarzyło mi się doświadczyć. Gniewu, śmierci, absolutnej, totalnej rozkoszy, szczęścia porównywalnego do tego, jakie czułem będąc beztroskim łobuziakiem rzucającym kamieniami w gliniarzy. Jest w tym wszystko, ale każda piosenka wzbudza inne uczucia”- mówił Kurt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz