Niecałe dwa tygodnie później Nirvana wystąpiła na rozdaniu
MTV Video Music Awards. Powiedziano im, że mogą wybrać dowolną piosenkę, którą
zagrają na samym początku ceremonii. W czasie prób do występu Cobain podał, że
zespół ma zamiar zagrać niepublikowany wcześniej utwór – "Rape Me".
Dyrektorzy MTV byli zaszokowani próbnym wykonaniem i, jak podaje Amy Finnerty,
byli przekonani, że utwór opowiada o nich samych. Stacja nalegała, by zespół
nie zagrał utworu, grożąc usunięciem występu grupy i jej teledysków z planu
antenowego. Z tego względu, jak również być może ze względu na tytuł utworu,
być może dlatego, że „Rape Me” nie było przebojem, a być może wreszcie dlatego,
ze organizatorom wydawało się, że zawarli umowę z Gold Mountain kierownictwo
MTV uparło się, żeby Nirvana zagrała „Smells Like Teen Spirit”. Na kilka godzin
przed ceremonią Nirvana postanowiła, ze nie zagra. Potem jednak wszyscy zaczęli
zastanawiać się nad konsekwencjami tej decyzji. Po pierwsze: MTV mogło zwolnić
przyjaciółkę i popleczniczkę zespołu Amy Finnerty, jeśli nie uda jej się
przekonać Nirvany do zagrania; po drugie: MTV mogło wpisać na czarną listę
wszystkie zespoły związane z Gold Mountain (firma menagerska Nirvany); po
trzecie: mogło wpisać na czarną listę wszystkie zespoły związane z wytwórnią
Geffen/DGC. Nirvana znalazła się w samym środku korporacyjnego cyklonu i miała
zaledwie kilka godzin na znalezienie wyjścia z tej sytuacji. MTV postawiło
ultimatum: zagrają „Teen Spirit” albo „Lithium”. Po długiej dyskusji
zdecydowano, że Nirvana zagra "Lithium", swój najnowszy singel. „Nie chcieliśmy brać odpowiedzialności za
to, co może z tego wyniknąć dla innych i postanowiliśmy zagrać Lithium. Zamiast
uchylić kapelusza i zachować godność, daliśmy się wyjebać w dupę. Ale mieliśmy
za dużo do stracenia.”- mówił Kurt. Tuż
po rozpoczęciu koncertu (program szedł na żywo), Kurt nagle zmienił rytm i
zaśpiewał dwie pierwsze linijki "Rape Me". Chciał, żeby parę osób
dostało palpitacji serca i nie przeliczył się. Gdy rozległy się pierwsze akordy
utworu, wiceprezes MTV Judy McGrath pisnęła jak ranne zwierzę i pobiegła do
reżyserki. Właśnie skończyła wydawać polecenie, by włączyć reklamy, gdy Nirvana
przeszła do Lithium. Pod koniec utworu, sfrustrowany niedziałającym
wzmacniaczem Novoselic wyrzucił do góry swoją gitarę, która spadając uderzyła
go w głowę. Krawędź instrumentu trafiła go w czoło. Zwalił się na scenę i wił
się z bólu, po czym oszołomiony z trudem zszedł ze sceny. Chwilę później znalazł go Alex McLeod- Krist
leżał w garderobie z workiem lodu na głowie i butelką szampana w dłoni.
Gawędził z byłym gitarzystą Queen,
Brianem Mayem. W czasie gdy Cobain niszczył pozostały sprzęt, Grohl
podbiegł do mikrofonu i zaczął krzyczeć w kierunku widowni "Cześć
Axl", co odnosiło się do siedzącego na widowni Axla Rose, wokalisty Guns
N' Roses, z którym zespół i Courtney Love mieli incydent przed występem.
Nirvana nie miała zamiaru osobiście odbierać nagrody za najlepszy alternatywny wideoklip (do „Teen Spirit”) i Kurt wpadł na pomysł, by wysłać na scenę sobowtóra Michaela Jacksona, który przyjmie wyróżnienie w imieniu zespołu. Kurt polecił mu, żeby przedstawił się jak „król grunge’u”, ten jednak zaimprowizował przemowę, którą przyjęto ze zdumieniem i w milczeniu. Nikt niczego nie zrozumiał. „Chciałem pokazać im z czym mam do czynienia. Z czym mają do czynienia wszystkie gwiazdy rocka. To była wina fanów i mediów”- mówił Kurt.
Nirvana nie miała kolejnych sobowtórów i gdy przyszedł czas na odebranie nagrody za najlepszy debiut, Kurt odmówił wyjścia na scenę. Jednak przyjaciele i współpracownicy przekonali go, że jeśli nie wyjdzie ludzie zaczną gadać i snuć domysły. „Byłem bardzo zdenerwowany. Kiedy graliśmy nie patrzyłem na publiczność i nie wiedziałem, że jest ich tam tak wielu. A kiedy wyszedłem po nagrodę zdałem sobie sprawę, że patrzą na mnie miliony ludzi, że sala jest ogromna, że oświetlają mnie jaskrawe światła i że nie chcę tu być. Chciałem jak najszybciej stamtąd uciec”- wspomina Kurt. Zdołał jednak podziękować rodzinie, wytwórni i „prawdziwym fanom” zespołu. Potem zrobił znaczącą przerwę, spojrzał w kamerę niewinnym wzrokiem i powiedział: „Wiecie, czasami nie warto wierzyć w to co piszą”.
W gali brał udział także Pearl Jam- zespół, który od miesięcy stał się obiektem prasowych uszczypliwości Kurta, który zresztą zaprzeczał, jakoby Nirvana rywalizowała z ludźmi Veddera. „Wyrażałem tylko swoją opinię o ich muzyce, to wszystko”- mówił z uśmiechem na ustach Kurt. Ale nie chodziło tylko o muzykę. Kurt uważał, że członkowie Pearl Jam są bandą hipokrytów i cwaniaków. Dwaj ludzie z Pearl Jam- Stone Gossard i Jeff Ament- grali kiedyś w Green River, pierwszym zespole, który wydał płytę w Sub Pop. Potem z Green River odszedł znajomy Kurta, Mark Arm (założył Mudhoney), który uważał, ze grupa się komercjalizuje, głównie za sprawą Amenta- pierwszego z wczesnych sub popowców, otwarcie głoszącego chęć zostania profesjonalnym muzykiem. „Wiem na sto procent, że jeśli nie Stone to Jeff jest totalnym karierowiczem- będzie lizał dupę każdemu, byle tylko zapewnić popularność zespołu i zarobić kupę forsy”- mówił Kurt. Pearl Jam przyjął wizerunek i brzmienie grunge rocka- przynajmniej na tyle, by dać się unieść muzycznej fali. Była to wykalkulowana i zakończona pełnym powodzeniem próba ubrania starego, korporacyjnego rocka w zniszczone flanelowe koszule i martensy. Wytwórnia Pearl Jam wydała mnóstwo pieniędzy na wypromowanie zespołu, który nie miał za sobą niezależnego poparcia. Był to kolejny przypadek zasypywania pieniędzmi niezależnej rockowej rewolucji. Wszystko to straszliwie irytowało Kurta, który zaczął podgrywać Pearl Jam w wywiadach prasowych. W styczniowych numerze magazynu Musician stwierdził, że „członkowie Pearl Jam będą odpowiedzialni za chujozę powstałą w wyniku fuzji rocka korporacyjnego i alternatywnego”. „Chciałbym, żeby zapomniano o moich związkach z członkami tej grupy. Wydaje mi się, że mam obowiązek przestrzec wszystkich przed fałszywą muzyką podszywającą się pod alternatywę i underground. Grający ludzie wskakują do alternatywnego pociągu”- mówił Kurt w kwietniowym artykule z Rolling Stone’a. Podczas wręczania nagród MTV Kurt postanowił odpuścić przynajmniej jednemu z członków Pearl Jam- głupiutkiemu ale dającemu się lubić Eddiemu Vedderowi. „Przekonałem się, że Eddie został wrobiony. Nigdy nie twierdził, że jest osobą, która popiera punkowe ideały”- stwierdził Kurt.
Podczas gali MTV Vedder kręcił się za kulisami. Nagle wyrosła przed nim Courtney i zaprosiła do odtańczenia utworu Erica Claptona „Tears in Heaven”. Na roztańczoną parę natknął się Kurt. „Spojrzałem mu prosto w oczy i powiedziałem, że żywię do niego szacunek. A potem dodałem bez owijania w bawełnę, ze jego kapela jest do dupy. Zakończyłem jakoś tak: ‘Po obejrzeniu waszego koncertu zdałem sobie sprawę, że jesteś jedyną osobą w zespole, która ma w sobie odrobinę pasji’. Eddie nie był wymyślony przez biznes. Przynajmniej nie do końca. Na świecie jest mnóstwo gorszych ludzi od niego, a Eddie nie zasługuje na to, by traktować go jak kozła ofiarnego”- wspominał Kurt.
Nirvana nie miała zamiaru osobiście odbierać nagrody za najlepszy alternatywny wideoklip (do „Teen Spirit”) i Kurt wpadł na pomysł, by wysłać na scenę sobowtóra Michaela Jacksona, który przyjmie wyróżnienie w imieniu zespołu. Kurt polecił mu, żeby przedstawił się jak „król grunge’u”, ten jednak zaimprowizował przemowę, którą przyjęto ze zdumieniem i w milczeniu. Nikt niczego nie zrozumiał. „Chciałem pokazać im z czym mam do czynienia. Z czym mają do czynienia wszystkie gwiazdy rocka. To była wina fanów i mediów”- mówił Kurt.
Nirvana nie miała kolejnych sobowtórów i gdy przyszedł czas na odebranie nagrody za najlepszy debiut, Kurt odmówił wyjścia na scenę. Jednak przyjaciele i współpracownicy przekonali go, że jeśli nie wyjdzie ludzie zaczną gadać i snuć domysły. „Byłem bardzo zdenerwowany. Kiedy graliśmy nie patrzyłem na publiczność i nie wiedziałem, że jest ich tam tak wielu. A kiedy wyszedłem po nagrodę zdałem sobie sprawę, że patrzą na mnie miliony ludzi, że sala jest ogromna, że oświetlają mnie jaskrawe światła i że nie chcę tu być. Chciałem jak najszybciej stamtąd uciec”- wspomina Kurt. Zdołał jednak podziękować rodzinie, wytwórni i „prawdziwym fanom” zespołu. Potem zrobił znaczącą przerwę, spojrzał w kamerę niewinnym wzrokiem i powiedział: „Wiecie, czasami nie warto wierzyć w to co piszą”.
W gali brał udział także Pearl Jam- zespół, który od miesięcy stał się obiektem prasowych uszczypliwości Kurta, który zresztą zaprzeczał, jakoby Nirvana rywalizowała z ludźmi Veddera. „Wyrażałem tylko swoją opinię o ich muzyce, to wszystko”- mówił z uśmiechem na ustach Kurt. Ale nie chodziło tylko o muzykę. Kurt uważał, że członkowie Pearl Jam są bandą hipokrytów i cwaniaków. Dwaj ludzie z Pearl Jam- Stone Gossard i Jeff Ament- grali kiedyś w Green River, pierwszym zespole, który wydał płytę w Sub Pop. Potem z Green River odszedł znajomy Kurta, Mark Arm (założył Mudhoney), który uważał, ze grupa się komercjalizuje, głównie za sprawą Amenta- pierwszego z wczesnych sub popowców, otwarcie głoszącego chęć zostania profesjonalnym muzykiem. „Wiem na sto procent, że jeśli nie Stone to Jeff jest totalnym karierowiczem- będzie lizał dupę każdemu, byle tylko zapewnić popularność zespołu i zarobić kupę forsy”- mówił Kurt. Pearl Jam przyjął wizerunek i brzmienie grunge rocka- przynajmniej na tyle, by dać się unieść muzycznej fali. Była to wykalkulowana i zakończona pełnym powodzeniem próba ubrania starego, korporacyjnego rocka w zniszczone flanelowe koszule i martensy. Wytwórnia Pearl Jam wydała mnóstwo pieniędzy na wypromowanie zespołu, który nie miał za sobą niezależnego poparcia. Był to kolejny przypadek zasypywania pieniędzmi niezależnej rockowej rewolucji. Wszystko to straszliwie irytowało Kurta, który zaczął podgrywać Pearl Jam w wywiadach prasowych. W styczniowych numerze magazynu Musician stwierdził, że „członkowie Pearl Jam będą odpowiedzialni za chujozę powstałą w wyniku fuzji rocka korporacyjnego i alternatywnego”. „Chciałbym, żeby zapomniano o moich związkach z członkami tej grupy. Wydaje mi się, że mam obowiązek przestrzec wszystkich przed fałszywą muzyką podszywającą się pod alternatywę i underground. Grający ludzie wskakują do alternatywnego pociągu”- mówił Kurt w kwietniowym artykule z Rolling Stone’a. Podczas wręczania nagród MTV Kurt postanowił odpuścić przynajmniej jednemu z członków Pearl Jam- głupiutkiemu ale dającemu się lubić Eddiemu Vedderowi. „Przekonałem się, że Eddie został wrobiony. Nigdy nie twierdził, że jest osobą, która popiera punkowe ideały”- stwierdził Kurt.
Podczas gali MTV Vedder kręcił się za kulisami. Nagle wyrosła przed nim Courtney i zaprosiła do odtańczenia utworu Erica Claptona „Tears in Heaven”. Na roztańczoną parę natknął się Kurt. „Spojrzałem mu prosto w oczy i powiedziałem, że żywię do niego szacunek. A potem dodałem bez owijania w bawełnę, ze jego kapela jest do dupy. Zakończyłem jakoś tak: ‘Po obejrzeniu waszego koncertu zdałem sobie sprawę, że jesteś jedyną osobą w zespole, która ma w sobie odrobinę pasji’. Eddie nie był wymyślony przez biznes. Przynajmniej nie do końca. Na świecie jest mnóstwo gorszych ludzi od niego, a Eddie nie zasługuje na to, by traktować go jak kozła ofiarnego”- wspominał Kurt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz